W nowym domu w końcu czułam się wolna. Niczym się nie denerwowałam i nie miałam ataków. Byliśmy z Niallem razem we dwoje przez 24 godziny na dobę. Było mi tak dobrze. Już dawno nie czułam takiego spokoju na duchu. Dopiero teraz jest tak jak wyobrażałam sobie mieszkanie z chłopakiem w Londynie. Jest zwyczajnie. W najlepszym tego słowa znaczeniu.
(...)
Dzisiaj byliśmy na zakupach, na meczu i na siłowni. Gdy weszliśmy do domu, opadliśmy na kanapę jakbyśmy zarz mieli umrzeć z przemęczenia. -
S: O kurwa...Ja jutro na krok się nigdzie nie ruszam! I nawet mnie nie namawiaj.
N: Okay, posiedzę z tobą. A jeżeli ci pasuje, to możemy w ogóle nie wychodzić z łóżka.
S: Ach tak? - Uśmiechnęłam się i zbliżyłam do niego twarz. Gdy stykaliśmy się nosami, rozbrzmiał dzwonek telefonu Nialla. -
S: Cooo? Który to już raz? - Odsunęłam się od niego i opadłam na oparcie kanapy. -
N: Co najmniej pięćdziesiąty. - Odparł i odebrał. Odkąd tylko wstaliśmy z łóżka, do Nialla wydzwania Harry. To musi być coś naprawdę ważnego, skoro on nie odpuszcza. To jasne, że Horan nie odbierał. Nie chciał z nim rozmawiać. W ogóle Harry powinien dać sobie spokój. On dzwoni co 10 minut od 6 GODZIN! Nie rozumie, że nie chcemy z nim dyskutować? Najwyraźniej Niall nie wytrzymał tych jego ciągłych prób, więc odebrał, po czym od razu dał na głośnomówiący. -
N: Czego ty chcesz człowieku?!
H: Chciałem ci przypomnieć o naszym wyjeździe.
N: Jakim wyjeździe? - Spytał zdziwiony. -
H: Mieliśmy jechać na biwak. Ja, ty i Sussie, pamiętasz? - Myślałam, że się przesłyszałam. Oni za moimi plecami zorganizowali jakiś biwak?! Co to ma być do cholery?! -
N: Kurwa mać...
H: No co? To był twój pomysł. - Nie no coraz lepiej! -
N: I po co ty chcesz tam jechać? Nic mi nie udowodnisz.
H: To się jeszcze okaże.
N: Dobra! Przyjedziemy po ciebie jutro o 10, pasuje?!
H: Ha! Przekaż Sussan, że się za nią stęskniłem...Do zobaczenia.
N: A spierdalaj. - Rozłączył się i rzucił telefonem o stół. -
S: Masz mi coś do powiedzenia Niall?! - Zbulwersowana wszystkim co usłyszałam, wstałam z kanapy i oparłam ręce na biodrach. -
N: A co, nie słyszałaś?
S: Ty jesteś pojebany! Chcesz jechać na biwak w LUTYM?! Z HARRY'M?! Ja chyba śnię!
N: Nie denerwuj się, usiądź. Wszystko ci wyjaśnię.
S: Tak, bardzo chętnie posłucham. - Wkurzona usiadłam z powrotem i słuchałam. Niall wyjaśnił mi dlaczego w ogóle wpadł na tak głupi pomysł i próbował mnie przepraszać. No dobra, zgodziłam się. Zobaczymy co Harry wymyślił. Ale to dopiero jutro. Ja z Niallem będziemy mieli jeden namiot, Harry drugi i wszystko będzie okay. W końcu to tylko jedna noc.
(...)
S: To pójdziesz? Błagam cię, ja nie mam siły. - Nemal na kolanach prosiłam Nialla, żeby poszedł do sklepu, bo ja byłam już w piżamie, a skończyły nam się słodycze. -
N: Naprawdę nie wytrzymasz? Możesz zjeść coś innego, przynajmniej nie przytyjesz.
S: Proooooszę. - Zawiesiłam mu się na szyję i zaczęłam jęczeć. -
N: A co będę z tego miał?
S: Mnie. - Uśmiechnęłam się i cmoknęłam do dla uwiarygodnienia. -
N: Ach tak? A nie zwymiotujesz na mnie? Odwzajemnił uśmiech. -
S: Przecież "to coś" co zrobił mi Harry, przestało działać, czyli że...
N: Czyli, że...?
S: Pójdziesz teraz do sklepu, kupisz mi żelki, a w nocy będziesz mógł ze mną zrobić co chcesz.
N: Jeżeli ty w te słowa. - Odsunął się ode mnie i wyszedł z domu. Czekałam na niego w przedpokoju. Usiadłam tam na ławce i zaczęłam przeglądać jakiś magazyn. Po przeczytaniu pierwszego zdania usłyszałam krzyk Nialla. Właściwie, to wydawało mi się, że go słyszałam. To brzmiało jak moje imię. Niedowierzając podeszłam do okna przy drzwiach i przez nie spojrzałam. Szczerze mówiąc nie wierzyłam własnym oczom. Dwóch kolesi rzuciło się na mojego chłopaka i go okładało. Byli od niego wyżsi i masywniejsi. Ubrani byli w bluzy i mieli na głowach kaptury. To z jaką siłą uderzali w Niallera było aż przerażające. Nawet się nie zastanawiałam, tylko chwyciłam metalowy wieszak ze ściany i wybiegłam przed dom. -
S: Zostawcie go! - Krzyczałam, biegnąc w ich stronę. Jednak zatrzymałam się, gdy jeden z nich popatrzył na mnie i stanął z wyciągniętym nożem. W tym momencie zaczęłam się bać. Oni byli niebezpieczni i ewidentnie czegoś chcieli od Nialla. Wraz z przypływem adrenaliny i z chęcią uratowania słabszego, rzuciłam w napastnika owym wieszakiem najmocniej i najcelniej jak tylko umiałam. Ten zajęczał jak dziecko, gdy oberwał nim w twarz. -
Kol: Kurwa! Dostałem w oko! Zostaw go. Zwijamy się. - Powiedział do swojego koleszki, który nadal znęcał się nad ledwo dającym radę Niallem. -
Kol: Załatw tę dziwkę i nie pierdol!
Kol: Nie mam oka! - Faktycznie, spod ręki, którą trzymał na oku sączyła się spora strużka krwi. No to mnie chuj popamięta. -
Kol: Dobra, dzisiaj ci się poszczęściło, ale następnym razem nam się nie wywiniesz. - Zwrócił się do leżącego i razem ze swoim okaleczonym wspólnikiem uciekli w stronę budynków. -
S: Niall! - Podeszłam i klęknęłam przy leżącym chłopaku. Ostro oberwał, ale na szczęście był przytomny. -
S: Możesz wstać? - Zaczęłam podnosić go, trzymając za ramiona. -
N: Tak, tak.
S: Chodź do domu. - Gdy prowadziłam go do środka, strasznie kuśtykał. -
S: Broniłeś się w ogóle?
N: Chroniłem twarz, a poza tym było ich dwóch.
S: A kim oni byli? Znasz ich? - Na szczęście weszliśmy już do domu, szczelnie zamykając za sobą drzwi. Nie wiadomo, czy oni nie wrócą. -
N: Nie mam pojęcia, chociaż...Nie zdążyłem im się przyjrzeć.
S: Dobra, co ci jest? Zwykłe pobicie, czy coś poważniejszego?
N: Nie wiem, wszystko mnie boli, ale najbardziej tu. - Podniósł do góry koszulkę, a moim oczom ukazała się głęboka rana kuta na jego biodrze. To nie wygląda za dobrze. -
S: O kurwa, masz tu...Dziurę. - Powiedziałam niepewnie, a on spojrzał na swoją ranę, po czym zrobił się cały blady. -
N: O kurwa.
S: Tak, właśnie to powiedziałam. Chodź do łazienki. - Chwyciłam go za rękę i chciałam zaprowadzić. -
N: Nie dam rady...
S: Dasz, dasz, no już. - Niall resztkami sił doczłapał się do łazienki i usiadł na sedesie. Widziałam, że ledwo co się rusza, więc nie kazałam mu stać. -
N: Boli, tak bardzo boli... - Jęczał z zamkniętymi oczami. Ach, co z niego za facet. -
S: No, wytrzymasz. Już nie rób z siebie ofiary. - Wyciągnęłam z apteczki potrzebne rzeczy i odwróciłam się w jego stronę z zamiarem opatrzenia mu wszystkich ran, a zwłaszcza TEJ. Gdy zobaczył co trzymam, przełknął ślinę. -
N: Niedobrze mi. - Wydukał, zeskoczył z toalety i zaczął chawtować. Chyba naprawdę go to boli, skoro wymiotuje. -
S: Już skończyłeś? Mogę cię opatrzyć?
N: Mhm... - Ilość krwi jaka wyleciała z tej dziury w biodrze była zaskakująco obfita. Nie ukrywam, że mi chwilami też było niedobrze, no ale dałam radę. Po wszystkim zaprowadziłam go do sypialni i pomogłam mu się położyć. -
S: Dobrze się czujesz? - Usiadłam obok leżącego chłopaka. Wyglądał marnie. Był strasznie blady i miał sińce pod oczami. -
N: Nie...Niedobrze mi...Wszystko mnie boli...
S: Pozbierasz się do jutra? Harry nam nie odpuści, musimy jechać na ten zasrany biwak.
N: Nie wiem Sussie...Nie wiem... - Wydukał, a ja głęboko odetchnęłam. -
S: Okay, przyniosę ci leki przeciwbólowe i spróbujesz zasnąć, a rano zobaczymy. - Położyłam dłoń na jego twarzy. -
N: Mhm. - Przymknął oczy, a ja odeszłam. Oj źle z nim, źle...Nie wiem czy mu się polepszy do jutra. Patrz, nie patrz, nieźle oberwał. A znowu Harry wpadnie w szał, gdy dowie się, że nie jedziemy. Nie wiem, nie wiem, po prostu nie wiem.
(...)
Noc była okropna. Gdy tylko przymykałam oczy, mój chłopak wstawał z łóżka i wymiotował. Do wszystkich jego licznych obrażeń doszła jeszcze gorączka. Myślałam, że się wykończę. Mniej więcej o 5 rano zaczął marudzić, że nie może zasnąć, więc włączyliśmy telewizor. Tak bardzo chciało mi się spać. Oczy same mi się zamykały, ale musiałam się nim "opiekować". Jak małym dzieckiem. Teraz wiem co on czuł za każdym razem, kiedy ja miałam atak. -
N: Sussie, za 5 godzin musimy jechać...
S: No nie wiem czy ty gdziekolwiek pojedziesz.
N: Jak nie pojedziemy, to Harry...Nie da nam spokoju.
S: Nie ma mowy, nie wyjdziesz z domu w takim stanie. Jak będzie trzeba, to pojadę tam sama.
N: Nie, ty nie możesz zostawać z nim sam na sam, przecież on...
S: Już nie jestem ''zaczarowana''. Jak będzie się do mnie zbliżał, to gorzko tego pożałuje.
N: Nie zgodzę się na to.
S: Niall, musisz mi zaufać, to tylko jedna noc. Dam radę. - Nie odpowiedział. Przymknął oczy i odetchnął. Dam mu czas do namysłu. W końcu to nie byle jaka propozycja. Ja proponuje mu, żeby siedział sam w domu, a ja użerała się z Harry'm na totalnym bezludziu, w zimne i w napiętej atmosferze. To moja decyzja i jej nie zmienię. Jestem pewna, że dam radę. Nazywam się Sussannah Wallis, nie z takimi frajerami się użerałam. Nie ukrywam, że Harry...Jest ode mnie o wiele wyższy, nieobliczalny i już kilka razy mnie zaatakował...No ale...Gdybym mogła się opierać, to...Chyba by do tego nie doszło...A nie wiem! Jadę i koniec.
(...)
Przez te 4 godziny Niall był niemal pewny, że do wyjazdu poczuje się lepiej. Niestety prawie w ogóle mu się nie polepszyło. Mam godzinę na wyszykowanie się, a ten mi ciągle marudzi. Zadzwoniłam już po chłopaków, żeby z nim siedzieli i zaczęłam się pakować. Z każdą minutą stawałam się coraz bardziej zdenerwowana. Nie wierzę, że wpadłam na tak głupi pomysł. Wczoraj wydawał się być dobrym rozwiązaniem, ale na chwilę teraźniejszą, to była najgłupsza decyzja jaką kiedykolwiek podjęłam. Niestety nie mogę się już wycofać, teraz gdy siedzę już w samochodzie Z Louisem, który podwozi mnie po Harry'ego. -
Lo: Boisz się go?
S: Nie, ale...Gdyby coś się wydarzyło...Wyślę ci SMS-a, choćby pustego. I wtedy po mnie przyjedziesz, najszybciej jak się da.
Lo: Czyli jednak się go boisz.
S: No nie, tylko on jest silniejszy i większy...Mogę nie mieć siły się przed nim bronić.
Lo: Mam nadzieję, że nie dojdzie do sytuacji, w której będziesz musiała się bronić.
S: Na to liczę. - Owszem nie mogę zmienić mojej decyzji, ale mogę się zabezpieczyć. W sensie...Louisem, tak...Na wszelki wypadek.
Gdy podjechaliśmy pod dom 1D, Harry stał już na zewnątrz ze swoim wielgaśnym plecakiem. Widziałam jak się uśmiecha i podchodzi do auta. Serce podeszło mi do gardła. Nie wiedziałam jak to będzie. Mam mu powiedzieć cześć czy spierdalaj? Mam go olewać czy się go bać? No i najważniejsze pytanie: Jak ja mam z nim wytrzymać całą, długą, jebaną dobę? To jakaś totalna masakra. -
H: Louis? Co ty tu robisz?
Lo: Zawożę was, bo Niall nie może. - Harry zdziwiony usiadł na tylnym siedzeniu, gdzie na szczęście nie było mnie, bo ja siedziałam z przodu obok Louisa. -
H: I dał ci swój samochód? - No tak. Niall powiedział, żeby Tommo wziął jego samochód, bo według niego jest "bezpieczniejszy".
Całą drogę jechaliśmy w ciszy. Tak bardzo chciałam rozbić już swój namiot, zamknąć się w nim i czekać do rana, ale przede mną jeszcze caaały dzień.
Gdy podjechaliśmy pod mały las, głęboko odetchnęłam i wysiadłam z auta. Harry i Louis wyszli tuż za mną. -
Lo: No to co? Powodzenia. - Przytulił mnie i popatrzył na Stylesa. -
Lo: Nie rób nic głupiego.
H: Ja nie robię głupich rzeczy.
Lo: Wiesz o czym mówię.
H: Tak, tak mamo. Jedź już. - Lou wsiadł do pojazdu i odjechał, zostawiając mnie z tym psycholem sam na sam. -
H: Dlaczego Nialla z nami nie ma?
S: Bo nie. Gdzie rozkładamy namioty?
H: Za tamtymi drzewami. - Wskazał palcem kierunek i ruszyliśmy. To było dosłownie kilka metrów. Od razu zrzuciłam plecak i zabrałam się za rozkładanie sobie schronienia. Harry próbował zagadywać, ale ja tylko mu odpyskiwałam. Nie przyjechałam tu, żeby z nim rozmawiać, tylko żeby tu być, po prostu.
(...)
Było lepiej niż się spodziewałam. Od trzech godzin siedzę w namiocie i nic. Ani do mnie nie przychodził, ani do mnie nie rozmawiał. Po prostu prostopadle! Czytałam książkę, ale zaczęły mnie już boleć oczy, więc zaczęłam grać w "Despicable Me: Minion Rush" moją ulubioną aplikację na telefon. Myślałam, że przeżyję ten dzień bez konfrontacji z Harry'm, ale się myliłam, ponieważ w pewnym momencie usłyszałam dźwięk rozpinanego zamka, a zaraz po tym głos Harry'ego, który wsadził głowę do mojego namiotu. -
H: Zamierzasz cały dzień spędzić w namiocie?
S: Co cię to obchodzi? Zajmij się sobą.
H: Nie jest ci zimno? Nie jesteś głodna?
S: Nie. - Powiedziałam oschle, choć ak naprawdę zamarzałam od środka, a głód rozrywał mi żołądek, ponieważ nie zjadłam dzisiaj śniadania. -
H: Rozpaliłem ognisko, może do mnie dołączysz?
S: A co mi tam. - Zgasiłam telefon i wyszłam za Harry'm z namiotu. Faktycznie, między naszymi "domami". w bezpiecznej odległości palił się ogień, a obok na pniu leżały pianki i długie kije. Zauważyłam też termos, ciastka, krzesła i koce. Nieźle to wszystko zorganizował. -
H: Usiądź. - Wskazał ręką na jedno z drewnianych, rozkładanych krzeseł, a ja zrobiłam co powiedział. Zaraz po tym podszedł mnie od tyłu i położył mi na plecach ciepły koc. To miło z jego strony, ale nie. Nie odwdzięczę mu się tym samym. -
H: Mam gorącą czekoladę, skusisz się? - Wziął do rąk termos i kubek. -
S: Bardzo chętnie, oczywiście jeśli niczego mi tam nie dosypałeś.
H: Dlaczego jesteś w stosunku do mnie taka oschła?
S: No nie wiem...Może dlatego, że od dwóch miesięcy próbowałeś mnie zgwałcić TRZY RAZY. Zachowujesz się ja psychol, ranisz Nialla, straciłam przez ciebie dziecko, prawie umarłam i ciągle próbujesz mi wpoić, że kocham ciebie, a nie mojego chłopaka.
H: Przepraszam. - Powiedział i usiadł na przeciwko mnie, podając mi wcześniej kubek gorącej czekolady. -
S: Słucham?!
H: Przepraszam.
S: O nie, zwykłe przepraszam nie wystarczy Harry.
H: Co mogę zrobić, żebyś mi wybaczyła?
S: Czy ja wiem? Może na początek powiedz mi jak dokonałeś tego "cudu" i dlaczego nie mogłam ci się oprzeć, a przy Niallu wymiotowałam?
H: To proste. Posłuchałaś mnie, bo mnie kochasz i zrobisz co powiem.
S: Hahaha bardzo śmieszne. A teraz mów prawdę.
H: To była prawda. - Uśmiechnął się i wziął łyka swojego napoju. No super, okazuje się, że niczego się od niego nie dowiem, bo ten cały biwak, ty tylko jego kolejna brudna gra. -
S: Dobra, ja nie będę słuchała tych bredni. - Zaczęłam wstawać, ale ten zatrzymał mnie głośnym krzykiem. -
H: Stój! Nigdzie nie pójdziesz. - Popatrzyłam na niego, ale nie posłuchałam, tylko podniosłam się do pionu. -
S: Nie boję się ciebie. Twój krzyk nie robi na mnie najmniejszego wrażenia. - Odwróciłam się od niego i chciałam wejść do swojego namiotu, ale poczułam jak ten łapie mnie za oba nadgarstki i przyciąga do siebie. -
S: Ała! Co ty robisz?
H: Powiedziałem, że masz zostać.
S: Bo co? - Odburknęłam mu poważnym tonem, a ten zdenerwowany mnie puścił. Jeżeli myślał, że będę grzeczna i posłuszna, to grubo się mylił.
Wchodząc do namiotu, wyciągnęłam z kieszeni telefon, żeby ściągnąć tu Louisa, ale gdy byłam już w środku i wykręciłam jego numer, poczułam mocne pchnięcie, po czym upadłam na pościel, którą miałam tam rozłożoną. -
H: Dlaczego ty to robisz? - Po jego słowach podniosłam się i usiadłam w bezpiecznej od niego odległości. Szczerze mówiąc nie wiedziałam o co mu chodzi. -
S: Co?
H: Rozpaliłem dla ciebie ognisko, przygotowałem jedzenie, ciepłe koce, wszystko, a ty chcesz ode mnie uciec dlaczego? - Okay, to się robi coraz dziwniejsze. On wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać. Teraz nie jestem pewna czy tylko jedna osoba w tym namiocie jest chora psychicznie. -
S: No okay, ale...
H: Ja nie chciałem cię skrzywdzić, nigdy, ale to ty mnie do tego zmuszasz.
S: Ja? Niby w jaki sposób?
H: Nie rozumiesz? Ty nic nie rozumiesz! - Cisnął poduszką tuż obok mnie i wyszedł z namiotu. Tu nie trzeba być psychiatrą, żeby stwierdzić, że on jest pierdolnięty. Owszem, boję się, że on może mi coś zrobić, ale zrezygnowałam i nie napisałam do Louisa. Coś czuję, że czeka mnie poważna rozmowa z Harry'm. I to ja ją zacznę. Pójdę do niego i go wysłucham. Może wreszcie dowiem się dlaczego zachowywał się w stosunku do mnie i Nialla jak totalny chuj. /Olivka
OMG...!
OdpowiedzUsuńTen rozdział jest wyjebany w kosmos :)
Nie wiem co będzie dalej, ale nawet przez chwile zrobiło mi się szkoda Harrego.
Ale tylko troche.
Miałam polewke z tekstu "Mam mu powiedzieć cześć, czy spierdalaj"
To było zajebiste.
W ogóle nie ogarniam jego zachowania.
Zachowuję się jakby miał okres.
Raz jest dobrze, a za chwilę źle...
Myśle, że to będzie bardzo fajna rozmowa (albo ostra wymiana zdań).
Tak czy inaczej czekam na następną część.
Weny i buziaki :**
P.S. W przyszłą sobotę (18) mam urodziny, więc może taki urodzinowy rozdział???
Kocham i Paaaa <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3 <3